Ojciec Sutila krytykuje Hamiltona. "Na jego miejscu bym się wstydził"

Rozprawa sądowa między Adrianem Sutilem, a dyrektorem stajni Lotusa - Erikiem Luxem mimo że dobiegła końca, wciąż jest szeroko komentowana w mediach. Co ciekawe, najwięcej mówi się o wielkim nieobecnym procesu - Lewisie Hamiltonie. Pod adresem Brytyjczyka, który od składania zeznań wywinął się tłumaczeniami na temat braku czasu, pada coraz więcej gorzkich słów. Najpierw reprezentanta McLarena zganił jego już były przyjaciel Adrian Sutil, teraz zrobił to ojciec 29-latka. „Lewis Hamilton przeniósł się do Monako i nie podał Adrianowi swojego nowego numeru telefonu". - powiedział Jorge Sutil. „Ale jak sam miał problemy, często dzwonił do mojego syna. Ojciec Lewisa wysłał Adrianowi sms-a, w którym napisał, że ma nadzieję na pozytywny obrót spraw. Natomiast Lewis Hamilton - powód całej dyskusji - nie zrobił nic. To naprawdę żałośne.

„Myślę, że mój syn wybrał sobie na przyjaciela niewłaściwą osobę". - kontynuował Sutil Senior. „Adrian potrzebował wsparcia, więc Lewis mógł powiedzieć swojej stajni, że ma coś do zrobienia. Mógł też powiedzieć, że po prostu nie chce iść do sądu w Monachium. Zrozumielibyśmy to. Ale on wysłał tylko pisemne oświadczenie. Jak na wielkiego mistrza, to naprawdę kiepskie zachowanie. Na jego miejscu bym się wstydził". Ojciec Sutila stwierdził, że kara 1,5 roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata bez dwóch zdań odcisnęła piętno na karierze sportowej byłego reprezentanta Force India: „Nie chodzi tylko jego reputację, ale też przyszłość w Formule Jeden. To jeden z dziesięciu najlepszych kierowców w stawce, lecz teraz musi myśleć, jak wyjść z tej nieprzyjemnej sytuacji obronną ręką. Aktualnie nie wspomina wiele o F1, lecz ściganie w tej serii zawsze było jego marzeniem". Force India pytane wczoraj o Sutila zaprzeczyło, jakoby zrezygnowało z jego usług przez aferę ze zranionym w szyję Luxem. Zastępca szefa ekipy Bob Fernley przyznał jednak, że cała sprawa prawdopodobnie miała negatywny wpływ na negocjacje niemieckiego zawodnika z potencjalnymi pracodawcami. „Nie sądzę, by to dotknęło go kompletnie, ale sponsorzy i tak dalej mogą mieć inne zdanie". - powiedział Fernley.