Ferrari nie poddaje się. Będą walczyć do końca!

Stojący na czele firmy Ferrari Luca di Montezemolo pochwalił Scuderię Ferrari za bojowy duch, który pojawił się w zespole a którego brakowało w niemrawej i mało efektownej pierwszej części zmagań.

Rzeczywiście, Alonso wygrał wyścig na torze Silverstone a podczas zmagań na torze Nurburgring, Valencia i Hungaroring stawał na podium. Bez wątpienia Ferrari stało się ponownie graczem z którym trzeba się liczyć w walce o zwycięstwo. Zespół zobaczył światełko w tunelu i nie zamierza dać za wygraną. Do końca zmagań pozostało sporo wyścigów i wciąż są szanse na końcowy sukces. Cała sytuacja jako żywo przypomina zeszły sezon. Wtedy również Luca di Montezemolo zagrzewał do walki i mówił o zmianie nastrojów. Wspierał go w tym Stefano Domenicali. Zabrakło naprawdę niewiele. Na razie mamy wrażenie, że włoska stajnia uwielbia gonić króliczka. Po raz kolejny słaby początek sezonu odbija się czkawką w jego dalszej części. Pamiętajmy, że w zeszłym roku Vettel miał mniejszą przewagę - a to za sprawą kłopotów z niezawodnością jego bolidu. Tym razem Red Bull nie zawodzi i aktualny mistrz świata jest na dobrej drodze do obrony mistrzostwa. Warto też zastanowić się nad tym, czy pogoń Ferrari za Red Bullem nie odbije się na przygotowaniach bolidu do kolejnego sezonu? Nawet tak potężny team, jak Ferrari ma ograniczone siły i skupienie się na rozwoju tegorocznego bolidu, będzie musiało odbić się w większym lub mniejszym stopniu na przyszłorocznym projekcie. I w takiej sytuacji możemy być świadkami, jak Ferrari... znowu goni króliczka!