Lopez: Nagła utrata posady w Lotusie zrobi Pietrowowi dobrze

Właściciel stajni Lotusa - Gerard Lopez uważa, że zrywając po sezonie 2011 współpracę z Witalijem Pietrowem zaaplikował Rosjaninowi leczniczy „elektrowstrząs", który choć jest bolesny, przemówi mu do rozsądku.

Nagła utrata posady w Lotusie okazała się dla Pietrowa wielkim ciosem, ponieważ 27-latek nie został przygarnięty przez żaden inny zespół i ten rok spędzi najprawdopodobniej na roli testera opon Pirelli. Urodzony w Wyborgu zawodnik próbuje walczyć jeszcze o posadę kierowcy wyścigowego Caterhama, ale przeciągające się negocjacje ze sponsorami sprawiają, że jego szanse na zastąpienie Jarno Trullego maleją z dnia na dzień. Jak ujawnił Lopez, to właśnie zbytnia wiara w moc pieniędzy pochodzących od sponsorów pozbawiła Witalija ostatniej pracy. Mimo ciągle słabej jazdy Rosjanin osiadł na laurach, dlatego trzeba było nim potrząsnąć. „Sprawiał wrażenie, jakby myślał sobie 'jeśli dalej będę zasilał budżet ekipy, zostanę tutaj przez pięć kolejnych lat'. Ale Formuła Jeden tak nie działa". - powiedział właściciel Lotusa. „Tutaj trzeba dawać z siebie wszystko w każdym tego słowa znaczeniu. Sądzę więc, że Witalij potrzebował elektrowstrząsu. Bez względu na to, czy w tym roku odpocznie od F1, czy znajdzie sobie jeszcze jakąś posadę, rozstanie z nami zrobi mu dobrze".

Bruno Senna, którego Lotus pozbył się również tej zimy, zdradzał podobno identyczne symptomy co Pietrow. Na sezon 2012 Brazylijczyk trafił do Williamsa. „Pamiętam, jak po zajęciu 14. pola na starcie GP Indii, Bruno był w dobrym nastroju". - wyznał Lopez. „Pomyślałem sobie 'niemożliwe'. Gdy zdobywasz w kwalifikacjach dopiero czternastą pozycję, powinieneś być zmartwiony zastanawiając się, co poszło nie tak'". Lopez dodał, że jego aktualny kierowca Romain Grosjean w przeszłości teź podchodził do ścigania lekceważąco, ale tracąc po sezonie 2009 posadę w Renault poszedł po rozum do głowy: „Romain był w podobnej sytuacji co Pietrow. Myślał, że wszystko zrobi się samo. Gdy już wypadł z F1, dalej uważnie go obserwowaliśmy i doszliśmy do wniosku, iż zasłużył na drugą szansę".