GP Styrii: Mercedes poza zasięgiem rywali. A przynajmniej Ferrari
Mimo odmiennego
przebiegu tego weekendu i rozkładu sił w poprzedzających sesjach, w wyścigu
wszystko wróciło do normy. Mercedes gra w swojej własnej lidze, dogonić go stara
się Red Bull, Racing Point i McLaren, a Ferrari nadal robi wszystko, by mu nie
zagrozić.
Drugi pod rząd wyścig na Red Bull Ringu nie obfitował już w
tyle emocji co pierwsza runda tego wyjątkowego sezonu rozegrana tydzień temu, ale
nadal nie można było w nim narzekać na brak emocjonujących chwil.
Ostry pierwszy zakręt ponownie nie był świadkiem żadnych
wypadków, ale niezłej walki. W początkowej fazie wyścigu pozycję Verstappena
próbował atakować Carlos Sainz. Kilkadziesiąt metrów za startem nawet wysunął
na chwilę swój bolid przed Red Bulla, ale nie był w stanie utrzymać tej
przewagi.
Rywalizacja młodych kierowców wkrótce została przerwana
przez zderzenie dwóch Ferrari. Katastrofalna passa włoskiego zespołu tym razem
została utrzymana za sprawą Charlesa Leclerca. Monakijczyk nie wyrobił się na
trzecim zakręcie i przetrącił auto Vettela, co ostatecznie doprowadziło do
wycofania obydwu czerwonych maszyn.
Powrót do rywalizacji przyniósł szereg spadków kierowcom
McLarena. Sainz musiał uznać wyższość kolejno Bottasa i Albona, a Norris -
Pereza. Zawodnicy Racing Point mozolnie pięli się w górę, ale przed sobą mieli
jeszcze ambitnie walczących ze sobą kierowców Renault. Ostatecznie z ich
pojedynku górą wyszedł Ricciardo.
Ułożoną stawkę zaczęła wywracać do góry nogami seria
postojów, którą na 25. okrążeniu rozpoczął Verstappen. Za nim zmiany opon
zaliczył Albon i kierowcy Mercedesa. Do udanych tego momentu wyścigu nie
zaliczy Sainz, który przez problemy z kołem przyniosły mu spadek trzech
pozycji, oraz Ocon, który nie powrócił już na tor przez awarię auta.
Po ponownym skompletowaniu stawki na torze swoją szarżę
rozpoczął Perez. Kierowca Racing Point dogonił swojego zespołowego kolegę i po
godnej uznania walce ostatecznie go wyprzedził. Potem przyszedł jeszcze czas na
Ricciardo, z którym już mu poszło łatwiej.
Zawodnik Renault nie zamierzał się jednak poddawać. Gdy na
kolejnych okrążeniach dogonił go drugi z Racing Pointów, nie oddał kolejnej
pozycji. Perez tymczasem dogonił Albona, a Bottas - Verstappena. Holender tanio
skóry nie sprzedał, ale Fin w pocie czoła ostatecznie go pokonał i dołączył do
nietrapionego przez cały wyścig Hamiltona w drodze po dublet zespołu.
Kluczowe dla losów wyścigu było jednak to, co działo się w
dalszej części stawki. McLaren postanowił dać szansę szybciej jadącemu
Norrisowi i kazał Sainzowi oddać swoją pozycję. Na przedostatnim okrążeniu
młody Brytyjczyk dogonił walczących zaciekle Ricciardo i Strolla. Najpierw udało
mu się wyprzedzić pierwszego z nich, ale to jeszcze nie było jego ostatnie
słowo. Poradził sobie także ze Strollem i rozpędzony zaczął jeszcze gonić
Pereza.
Ponieważ drugi z kierowców Racing Pointa chwilę wcześniej
uszkodził skrzydło w walce z Albonem, także musiał uznać wyższość zawodnika
McLarena. Tym sposobem Norris w dwa okrążenia zyskał trzy pozycje. Checo przed
metą dogonili jeszcze Stroll i Ricciardo, ale do wyprzedzenia Meksykanina
zabrakło im dosłownie paru metrów.
Ostatnie okrążenie niewątpliwie rozbudziło fanów z
niedzielnego letargu i zaostrzyło apetyt przed kolejnym wyścigiem. Ten, według
obecnego planu, ma odbyć się już w kolejny weekend na położonym cztery godziny
jazdy obok torze Hungaroring.
Dodaj komentarz
logowania się za każdym wejściem, musisz się zarejestrować lub zalogować.