Schumacher nie kusił losu

Ciężki wypadek Michaela Schumachera na nartach nie był efektem nierozważnej jazdy Niemca, a pechowego zbiegu okoliczności, oświadczyła jego rzeczniczka prasowa Sabine Kehm.

Schumacher przerwócił się szusując we francuskich Alpach i uderzył głową o skałę. Tylko kask uratował niespełna 45-latka przed śmiercią na miejscu. "Schumi" z poważnymi obrażeniami mózgu przebywa w śpiączce. Mówiło się, że były 7-krotny mistrz świata Formuły 1 zboczył z wyznaczonej trasy i zjeżdzał ze zbyt dużą prędkością, ale Kehm zaprzeczyła tym spekulacjom po rozmowie z osobami, które towarzyszyły legendzie Ferrari w trakcie nieszczęśliwego zdarzenia.

„To nie był zjazd poza trasą". - powiedziała. „Michael i jego znajomi szusowali po normalnych stokach.

„Michael jechał na świeżym śniegu, między trasami czerwoną oraz niebieską. Właśnie pomógł koledze, który upadł. Na zakręcie kamień dostał się Michaelowi pod nartę i to spowodowało wywrotkę do przodu, a następnie uderzenie o skałę.

„Michaela wyrzuciło w powietrze. Wylądował na głowę.

„To był niesamowity pech, nie nadmierna prędkość". - podkreśliła Kehm.