Loeb nie żałuje straconej szansy przejścia do F1

Dwa lata temu król rajdów Sebastien Loeb był bliski sensacyjnego transferu do Formuły Jeden. Francuz miał zadebiutować w Grand Prix podczas finałowej rundy sezonu 2009 na torze w Abu Zabi, ale plany spaliły na panewce. 37-letni dziś kierowca mimo wszystko nie pluje sobie w brodę.Loeb pierwszy kontakt z F1 zaliczył pod koniec 2008 roku, kiedy to Red Bull zorganizował dla niego prywatną mini jazdę na mokrym torze Silverstone. Tydzień później Czerwone Byki - wówczas będące jeszcze ekipą środka stawki - powierzyły Sebastienowi swój bolid na jeden dzień grupowych testów w Barcelonie. Francuz uzyskał ósmy czas, gorszy od wyniku siódmego Roberta Kubicy o nieco ponad 0.150 sekundy. „Możliwość poprowadzenia konstrukcji Formuły Jeden była dla mnie czymś nadzwyczajnym". - przyznał teraz Loeb. „Tak naprawdę poradziłem sobie całkiem nieźle". Rajdowiec swoją postawą wywołał spore wrażenie na szefie Red Bull Racing - Christianie Hornerze: „Gdy po raz pierwszy zasiadł za sterami wyścigówki, natychmiast złapał właściwe tempo. Również w Barcelonie kręcił bardzo równe czasy okrążeń. Chociaż rajdy i F1 są zupełnie innymi dyscyplinami, od razu zauważyliśmy, że Sebastien posiada cechy charakteryzujące mistrza świata. Jego sposób prowadzenia samochodu wywołał w szeregach ekipy zdumienie". Czerwone Byki były zachwycone Loebem tak bardzo, że rok później chciały obsadzić go w bolidzie Torro Rosso na ostatni wyścig sezonu 2009. Wrzawa w mediach nie trwała jednak długo, bowiem FIA nie wyraziła zgody, by zawodnik WRC wystartował w zawodach F1. „Wspaniałe doświadczenia z testów zainspirowały mnie do wzięcia udziału w jednym lub dwóch Grand Prix. Ale marzenie szybko prysło, bo nie dostałem superlicencji. Mimo wszystko naprawdę nie żałuję. Jestem bardzo zadowolony z moich osiągnięć w rajdach". - podkreślił ośmiokrotny zdobywca tytułu Rajdowego Mistrza Świata.