Formuła 1 » Aktualności F1 » Robert Kubica: Z Częstochowy na szczyt

Gdy Robert Kubica po raz pierwszy wystartował w wyścigu Grand Prix w barwach BMW Sauber F1 Team 6 sierpnia 2006 roku, Polak był przez wielu traktowany jako tylko kolejny cudzoziemiec. Dzisiaj Robert jest akceptowany i poważany jako kierowca Formuły 1 - a w tej chwili prowadzi w mistrzostwach. I chociaż królowa motorsportu zafascynowała go już w młodym wieku, nigdy nie zapomniał o swoich korzeniach.
Monako, Montreal, Sao Paulo: w tych metropoliach Robert może pokazać swój niepodważalny talent za kierownicą BMW Sauber F1.08. Korzenie pierwszego Polaka zwycięzcy wyścigu GP leżą jednak gdzie indziej. Tor kartingowy w Częstochowie to bez wątpienia jedno z najważniejszych miejsc w karierze kierowcy BMW Sauber F1 Team, to właśnie tam po raz pierwszy ścigał się gokartami.
„Zacząłem bardzo młodo" - wspomina Robert. „Miałem sześć lat, gdy dostałem pierwszego gokarta. Niestety w Krakowie, moim rodzinnym mieście, nie było toru kartingowego, dlatego musieliśmy jeździć 150 kilometrów, żebym mógł trenować, co kosztowało mojego ojca ogromną ilość czasu i pieniędzy. To wszystko się opłaciło i jestem mu bardzo wdzięczny za wszystkie poświęcenia."
Na tym etapie Robert, który niezmiennie zasiadał w szkole w tylnych ławkach, nie uważał się za prawdziwego kierowcę wyścigowego, chociaż jego koledzy w krakowskiej szkole, z których większość była drobniejszej budowy, byli zdecydowanie tego zdania.
„W Polsce minimalny wiek w kartingu to 10 lat" - wyjaśnia 23-latek. „Musiałem więc długo czekać na swoją licencję."
Gdy otrzymał wreszcie ten długo wyczekiwany dokument, nic już nie mogło powstrzymać Roberta. Już pierwsze wyścigi potwierdziły, że ojciec Artur i mechanik Jurek Wrona, że młodziak ma ogromny talent.
Gdy po trzech latach Robert przerósł krajową scenę motorsportową, nadszedł czas na szukanie kolejnych wyzwań. Znów okazało się, że może polegać na pełnym wsparciu rodziny.
„Mój ojciec zobaczył, że w Polsce wygrałem wszystko" - mówi Robert. „I chciał dać mi szansę zmierzenia się z najlepszymi kierowcami świata. Wtedy najwyższy poziom rywalizacji w kartingowym świecie oferowały mistrzostwa Włoch."
Robert w 1998 roku przeprowadził się więc do Włoch, co nie było łatwe dla 13-letniego ucznia. Inni Polacy podejmowali podobne próby i przegrywali. Ale Robert pokazał, że jest ulepiony z innej gliny, świętując międzynarodowy kartingowy debiut zdobywając pole position i zajmując drugie miejsce. Wiara Artura w jego syna wytrzymała próbę.
Mało brakowało, a kariera Roberta we Włoszech zakończyłaby się przedwcześnie.
„Po wyjeździe z Polski mieliśmy o wiele większe wydatki, niż się spodziewaliśmy i po prostu skończyły nam się pieniądze" - tłumaczy Polak.
Gdy Team Kubica miał już zrezygnować, Robert zdobył pierwsze miejsce w zespole fabrycznym. Kontrakt z CRG nie tylko rozwiązywał problemy finansowe: był również katalizatorem kariery Roberta na szczeblu europejskim i już wkrótce Robert udowodnił, że potrafi dać sobie radę.
„Przez pierwsze dwa lata we Włoszech mieszkałem z rodziną i zespołem. Od 16 roku życia mieszkałem sam. To była bardzo dobra szkoła życia, musiałem szybko dorosnąć" - wspomina. „Inaczej bym przegrał."
Bez dwóch zdań nie przegrał. Wręcz przeciwnie: gwiazda Roberta rosła, wędrując na firmamencie sportu motorowego. Po sześciu latach w kartingu, przesiadł się do samochodów jednomiejscowych, wędrując po szczeblach kariery aż do World Series by Renault w 2005 roku, mijając po drodze Formułę Renault i Formułę 3. Jego mistrzostwo w czołowej kategorii wyścigowej zwróciło na niego uwagę Dyrektora BMW Motorsport Mario Theissena i Petera Saubera. Reszta jest już historią.
Robert udowodnił, że jest jednym z najlepszych kierowców świata. W swojej ojczyźnie jest bohaterem. W tej roli Robert nie czuje się jednak w pełni komfortowo. Ważniejsze jest dla niego to, że był w stanie wynagrodzić poświęcenia rodzinie.
„To były wyjątkowo trudne czasy, zwłaszcza, gdy przeprowadziłem się do Europy, chcąc przyspieszyć swoją karierę kierowcy wyścigowego. To nie była dla nich łatwa sytuacja, zwłaszcza dla mojej mamy. Było jej ciężko, ale teraz jest szczęśliwa, że dotarłem do Formuły 1 i jest ze mnie dumna."
„Zacząłem bardzo młodo" - wspomina Robert. „Miałem sześć lat, gdy dostałem pierwszego gokarta. Niestety w Krakowie, moim rodzinnym mieście, nie było toru kartingowego, dlatego musieliśmy jeździć 150 kilometrów, żebym mógł trenować, co kosztowało mojego ojca ogromną ilość czasu i pieniędzy. To wszystko się opłaciło i jestem mu bardzo wdzięczny za wszystkie poświęcenia."
„W Polsce minimalny wiek w kartingu to 10 lat" - wyjaśnia 23-latek. „Musiałem więc długo czekać na swoją licencję."
Gdy otrzymał wreszcie ten długo wyczekiwany dokument, nic już nie mogło powstrzymać Roberta. Już pierwsze wyścigi potwierdziły, że ojciec Artur i mechanik Jurek Wrona, że młodziak ma ogromny talent.
Gdy po trzech latach Robert przerósł krajową scenę motorsportową, nadszedł czas na szukanie kolejnych wyzwań. Znów okazało się, że może polegać na pełnym wsparciu rodziny.
„Mój ojciec zobaczył, że w Polsce wygrałem wszystko" - mówi Robert. „I chciał dać mi szansę zmierzenia się z najlepszymi kierowcami świata. Wtedy najwyższy poziom rywalizacji w kartingowym świecie oferowały mistrzostwa Włoch."
Robert w 1998 roku przeprowadził się więc do Włoch, co nie było łatwe dla 13-letniego ucznia. Inni Polacy podejmowali podobne próby i przegrywali. Ale Robert pokazał, że jest ulepiony z innej gliny, świętując międzynarodowy kartingowy debiut zdobywając pole position i zajmując drugie miejsce. Wiara Artura w jego syna wytrzymała próbę.
Mało brakowało, a kariera Roberta we Włoszech zakończyłaby się przedwcześnie.
„Po wyjeździe z Polski mieliśmy o wiele większe wydatki, niż się spodziewaliśmy i po prostu skończyły nam się pieniądze" - tłumaczy Polak.
Gdy Team Kubica miał już zrezygnować, Robert zdobył pierwsze miejsce w zespole fabrycznym. Kontrakt z CRG nie tylko rozwiązywał problemy finansowe: był również katalizatorem kariery Roberta na szczeblu europejskim i już wkrótce Robert udowodnił, że potrafi dać sobie radę.
„Przez pierwsze dwa lata we Włoszech mieszkałem z rodziną i zespołem. Od 16 roku życia mieszkałem sam. To była bardzo dobra szkoła życia, musiałem szybko dorosnąć" - wspomina. „Inaczej bym przegrał."
Bez dwóch zdań nie przegrał. Wręcz przeciwnie: gwiazda Roberta rosła, wędrując na firmamencie sportu motorowego. Po sześciu latach w kartingu, przesiadł się do samochodów jednomiejscowych, wędrując po szczeblach kariery aż do World Series by Renault w 2005 roku, mijając po drodze Formułę Renault i Formułę 3. Jego mistrzostwo w czołowej kategorii wyścigowej zwróciło na niego uwagę Dyrektora BMW Motorsport Mario Theissena i Petera Saubera. Reszta jest już historią.
Robert udowodnił, że jest jednym z najlepszych kierowców świata. W swojej ojczyźnie jest bohaterem. W tej roli Robert nie czuje się jednak w pełni komfortowo. Ważniejsze jest dla niego to, że był w stanie wynagrodzić poświęcenia rodzinie.
„To były wyjątkowo trudne czasy, zwłaszcza, gdy przeprowadziłem się do Europy, chcąc przyspieszyć swoją karierę kierowcy wyścigowego. To nie była dla nich łatwa sytuacja, zwłaszcza dla mojej mamy. Było jej ciężko, ale teraz jest szczęśliwa, że dotarłem do Formuły 1 i jest ze mnie dumna."
źródło: BMW Sauber
Dodaj komentarz
Aby komentować pod zarezerowanym, stałym nickiem, bez potrzeby
logowania się za każdym wejściem, musisz się zarejestrować lub zalogować.
logowania się za każdym wejściem, musisz się zarejestrować lub zalogować.
Zaloguj się
4
Komentarze do:
Robert Kubica: Z Częstochowy na szczyt
Robert Kubica: Z Częstochowy na szczyt
outlaw 2008-06-12 09:07
Trudna droga do kariery, zupełne przeciwieństwo czerwonego dywaniku, jaki miał od dzieciaka Hamilton. Tyle że dzięki pokonaniu tych wszystkich trudności, Robert jest również dojrzałym, rozsądnym i silnym psychicznie człowiekiem. W przeciwieństwie do rozpieszczonego chłopczyka Lewisa. W zasadzie ich obu łączą tylko 2 cechy - obaj są młodzi i szybcy. Cechy mistrza ma tylko jeden...
Robert Kubica: Z Częstochowy na szczyt
jak_23 2008-06-12 16:30
Święte słowa outlaw i przetrwa tylko jeden, wbrew wszystkiemu co najgorsze w F1. A ja najbardziej podziwiam naszego mistrza za spokój i opanowanie w ekstremalnych sytuacjach.
Robert Kubica: Z Częstochowy na szczyt
dawwin 2008-06-12 18:36
Masz rację outlaw
Podobne: Robert Kubica: Z Częstochowy na szczyt




Podobne galerie: Robert Kubica: Z Częstochowy na szczyt



Najczęściej czytane w tym miesiącu



Tapety na pulpit BMW
Newsletter
Galerie zdjęć